Wieczory w Arsenale mają od lat wierną publiczność. Piękna sceneria, lampy zapalające się o zmroku na ścianach murów okalających dziedziniec i stara studnia z wierzbą płaczącą tworzą niepowtarzalną atmosferę, która zapada w pamięć i do której co roku warto powrócić, żeby posłuchać dobrej muzyki.
Zofia Owińska
(Ruch Muzyczny, 19.08.2007 r.)
Tegoroczny festiwal (30 czerwca-16 lipca) przyjął ponownie efektowną i nośną zasadę programową Wieczorów Narodów. Odbyły się zatem kolejno: Wieczór austriacki, chiński, polski, irlandzki, japoński, jeszcze jeden polski („poprzez wieki”) i koreański. Oczywiście, miało to wpływ na kształt artystyczny, niekiedy egzotyczny koloryt, ponadto – niosło pewne profity: prestiżowe i impresaryjne (patronaty ambasadorów, konsulów, sponsorzy). W gruncie rzeczy wszakże liczyło się przede wszystkim to, co niemal od początku kształtuje tradycję tego festiwalu, co stanowi o jego specyfice i jego wartości. To z jednej strony – atmosfera, nastrój, magia miejsca, ów genius loci, z drugiej – konkretne dokonania artystyczne: wykonawcze, interpretacyjne, repertuarowe.
Kazimierz Kościukiewicz
(Ruch Muzyczny, 01.10.2006 r.)
Wieczory w Arsenale Festiwal Muzyki Kameralnej Wrocławskiej Orkiestry Kameralnej „Wratislavia” i Jana Staniendy są już stałym elementem życia muzycznego Wrocławia u progu wakacji. Określane jako „letni salon muzyczny” miasta, zdobyły rozgłos i renomę, o czym świadczy choćby to, że niejeden artysta szczyci się udziałem w nich w swoim CV. Mają niezmiennie urok (zwłaszcza, gdy dopisze pogoda) i poziom: to atuty równoważne, które wymieniać można w dowolnej kolejności. Publiczność je lubi, przychodzi coraz chętniej, a stałych bywalców ciągle przybywa.
Kazimierz Kościukiewicz
(Ruch Muzyczny, 06.09.2004 r.)
Festiwal Wieczory w Arsenale jest jedną z najciekawszych letnich imprez muzycznych. W samym sercu miasta, a jednak z dala od zgiełku i w pięknej scenerii, pod gołym niebem, a jednak w doskonałych warunkach akustycznych.
Adam Domagała
(Gazeta Wyborcza/Wrocław, 27.06.2003 r.)
Zacznijmy od Wieczorów w Arsenale. Festiwal Muzyki Kameralnej, w którym słuchamy najlepszej muzyki, w najlepszym wykonaniu, w otoczeniu zabytkowych murów, gdzie do koncertów przyśpiewują z dachów otaczających wież i budynków ptaki. Czyż można sobie wymarzyć lepsze miejsce do słuchania muzyki?
Wojciech Dzieduszycki
(Wieczór Wrocławia, 11.07.2003 r.)
Podczas festiwalu cieszył każdy drobny szczegół – czy był to gong obwieszczający początek kolejnej części wieczoru ustawiony przy pięknej studni, czy osłaniające od deszczu nowoczesne namioty flirtujące całkiem swobodnie z dawną estetyką otoczenia, czy wreszcie lampki przy pulpitach muzyków i pogrążona w lekkim półmroku widownia. Najbardziej jednak cieszy fakt, że wrocławska impreza wypełnia pewną lukę w życiu koncertowym, głównie za sprawą samego jej szefa – dyrygenta i skrzypka Jana Staniendy, który niestrudzenie podejmuje coraz to nowe wyzwania artystyczne.
Magdalena Talik
(Gazeta Wyborcza/Wrocław, 08.07.2002 r.)
Nikt nie miał wątpliwości co do pożytku i sukcesu imprezy. Wspierany przez licznych sponsorów i mecenasów, na czele z samorządem Wrocławia, z bardzo sprawnym, jednoosobowym biurem i życzliwymi gospodarzami Arsenału – barwnie wzbogacił życie muzyczne miasta w pierwszych tygodniach kanikuły i stał się wydarzeniem o szerszym, ogólnokrajowym i międzynarodowym zasięgu.
Kazimierz Kościukiewicz
(Ruch Muzyczny, 16.09.2001 r.)